źródła energii turbiny wiatrowe magazynowanie energii paliwa energetyczne bloki energetyczne transformatory produkcja i zużycie energii akumulacja energii elektrycznej rynek energii źródła odnawialne zmniejszenie emisji CO2 nadkrytyczne bloki węglowe analiza LCA rewitalizacja bloków 200MW energetyka wiatrowa względna oszczędność energii regulacje unijne
OPINIE
Unia energetyczna jest dziś na starcie. Znamy dopiero pewne jej ramy, a na ostateczny kształt przyjdzie nam poczekać przynajmniej kilka lat. Choć ostatnio została ona wzbogacona o kwestie związane z polityką klimatyczną UE, to możemy czuć satysfakcję, że cały czas kładzie duży nacisk na bezpieczeństwo dostaw gazu. Jej priorytetami w tym zakresie nie są jedynie rozbudowa infrastruktury przesyłowej oraz dywersyfikacja kierunków dostaw surowca. Unia energetyczna ma również identyfikować i łagodzić skutki bieżących problemów wynikających z dużej zależności importowej, z którymi będziemy się zmagali do czasu stworzenia odpowiedniej siatki połączeń gazowych. Wśród palety proponowanych działań znajduje się m.in. zwiększanie przejrzystości zawieranych kontraktów czy tworzenie mechanizmów solidarnościowych w przypadku perturbacji w dostawach gazu. W wymiarze elektroenergetycznym najważniejszy z perspektywy Polski jest postulat neutralności technologicznej wytwarzania energii, o ile przyczynia się do redukcji emisji CO2. Otwiera nam to drogę do prac np. nad czystym węglem czy niekonwencjonalą ( od redakcji)
Przedstawiony w lutowym komunikacie Komisji Europejskiej projekt unii energetycznej jest znacznie bardziej obszerny od jego początkowej wersji, zaproponowanej w ubiegłym roku przez premiera Donalda Tuska. Został on wzbogacony o kwestie związane przede wszystkim z polityką klimatyczną Unii Europejskiej. Można się było tego spodziewać?
„Ku unii energetycznej wraz z przyszłościową polityką klimatyczną” to jeden z pięciu flagowych punktów planu działań Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Jean-Claude’a Junckera. Zostało to zasygnalizowane i zaakceptowane już w ubiegłym roku, podczas czerwcowego szczytu Rady Europejskiej. Od tego czasu można się więc było spodziewać, że unia energetyczna zostanie wzbogacona o kwestie klimatyczne. Klucz tkwi w tym, że projekt ten ma odzwierciedlać potrzeby wszystkich państw członkowskich oraz całego rynku energetycznego. Było jasne, że zawężenie go jedynie do kwestii bezpieczeństwa energetycznego – i to głównie w kontekście dostaw gazu – nie każdemu będzie odpowiadało, tak samo jak nie wyczerpie całkowitych oczekiwań KE w tym zakresie.
Zawężenie unii energetycznej jedynie do problemu bezpieczeństwa dostaw gazu nie odzwierciedla potrzeb wszystkich państw członkowskich, tak samo jak nie wyczerpuje oczekiwań KE. Można się było spodziewać, że projekt ten zostanie wzbogacony o kwestie związane z unijną polityką klimatyczną.
Unia energetyczna nie rozmywa się?
Mam wrażenie, że nie. Pamiętajmy, że prace nad tym projektem będą trwały co najmniej przez obecną kadencję Komisji, a spodziewam się, że jeszcze dłużej. Musi więc on dotyczyć bardzo szerokiego spektrum aktywności. Pomimo pojawienia się zapisów związanych z unijną polityką klimatyczną, w najnowszej propozycji uwzględniono większość postulatów zaproponowanych w pierwotnej wersji przez Polskę. Żeby nie być gołosłownym: pierwszy z „sześciu filarów” premiera Tuska dotyczył wzmocnienia rozbudowy infrastruktury. W ubiegłym roku KE zidentyfikowała w tym zakresie 33 priorytetowe projekty, mające zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego UE. Wiele z nich ulokowanych ma być w Europie Środkowo-Wschodniej. Bruksela jest w pełni świadoma, że należy położyć nacisk na rozwój infrastruktury – szczególnie gazowej – w tej części kontynentu, gdyż to właśnie tam znajduje się najwięcej wąskich gardeł uniemożliwiających skuteczne radzenie sobie państw tego regionu w przypadku kryzysu dostaw. W drugim filarze wskazywano, że potrzebne jest wzmocnienie europejskiego wymiaru mechaniki bezpieczeństwa dostaw gazu, czyli przygotowanie unijnych planów prewencyjnych i reagowania kryzysowego na podstawie oceny ryzyka. Postulaty te znalazły się w najnowszej propozycji Komisji – zaleca ona utworzenie centrum kryzysowego, opracowywanie regionalnych i ogólnoeuropejskich planów prewencyjnych oraz wprowadzenie odpowiedniego systemu reagowania kryzysowego tak, by wzmocnić solidarną odpowiedź państw członkowskich na ewentualne zakłócenia dostaw. Trzeci filar odnosił się do wzmocnienia siły przetargowej państw członkowskich oraz UE wobec dostawców zewnętrznych. W obecnej wersji projektu znajduje się wiele spośród proponowanych pierwotnie działań, mających na celu zwiększenie przejrzystości kontraktów i umów. Zaliczyć do nich można m.in. stworzenie listy niedozwolonych klauzul, opracowanie wzorców umów, uczestnictwo KE w negocjacjach gazowych czy zapewnienie lepszej oceny zgodności z prawem zawieranych porozumień. Dodajmy do tego również możliwość dobrowolnego dokonywania wspólnych zakupów gazu.
Polska może być usatysfakcjonowana z proponowanego obecnie przez KE kształtu projektu unii energetycznej. Uwzględnia on wszystkie sześć filarów przedstawionych w pierwotnej wersji premiera Tuska.
Czwarty filar propozycji premiera Tuska dotyczył stawiania na rodzime źródła energii. W swoim lutowym komunikacie Komisja podtrzymała ten postulat, zarówno w odniesieniu do źródeł konwencjonalnych, jak i niekonwencjonalnych. Kolejną fundamentalną kwestią była dywersyfikacja dostaw gazu. Ten priorytet również bardzo mocno wybrzmiewa w obecnej wersji projektu. Zwraca się uwagę m.in. na potrzebę budowy Południowego Korytarza Gazowego czy tworzenie partnerstw strategicznych z aktualnymi oraz potencjalnymi dostawcami błękitnego paliwa do Unii. KE uwzględniła także ostatni z „sześciu filarów” – zarówno europejski rynek gazu, jak i opracowywane przez UE scenariusze działań na wypadek kryzysu dostaw do Unii mają sprzyjać większej integracji państw Wspólnoty Energetycznej z unijnym rynkiem i jego mechanizmami bezpieczeństwa. Reforma WE w tym kierunku właśnie się rozpoczęła.
Nacisk na bezpieczeństwo dostaw gazu wciąż wydaje się więc być w tym projekcie bardzo mocny.
Unia energetyczna od samego początku była odpowiedzią na zbyt dużą zależność importową UE od gazu pochodzącego z jednego kierunku oraz na ryzyko zaistnienia przerw w jego dostawach. Celem tego projektu jest nie tylko zwiększanie bezpieczeństwa energetycznego państw europejskich poprzez rozbudowę infrastruktury i dywersyfikację kierunków dostaw surowca. W horyzoncie następnych 20-30 lat Wspólnota i tak nadal będzie relatywnie mocno uzależniona od importu gazu. Unia energetyczna ma przede wszystkim w krótkiej i średniej perspektywie zidentyfikować obecne problemy wynikające z tej zależności i dążyć do ich zlikwidowania bądź też zmniejszenia ich negatywnych konsekwencji.
Celem unii energetycznej jest nie tylko zwiększanie bezpieczeństwa energetycznego państw europejskich poprzez rozbudowę infrastruktury i dywersyfikację kierunków dostaw surowca. Ma ona również identyfikować obecne problemy wynikające z zależności importowej UE i dążyć do ich rozwiązania.
W jaki sposób?
Przyjęto założenie, by z jednej strony usprawniać wdrażanie obowiązujących już regulacji, a z drugiej umożliwiać wykorzystanie zagregowanej siły państw członkowskich w celu wypełnienia zidentyfikowanych braków w obszarze zapewniania bezpieczeństwa dostaw. W ostatnich miesiącach KE w ramach tzw. stress testów badała odporność europejskiego systemu gazowego na przerwy w dostawach z kierunku wschodniego według różnych scenariuszy. Gdy zestawiono ze sobą plany kryzysowe poszczególnych państw, wyszło na jaw, że są one często wzajemnie sprzeczne. Na przykład kilka z nich bazowało na potencjalnej pomocy sąsiadów, którzy – jak się okazało – w przypadku kryzysu nie byliby w stanie efektywnie zaspokoić zapotrzebowania tych państw. W niektórych krajach liczono na import z rynku zachodniego, nie biorąc pod uwagę, że w momencie wstrzymania dostaw ze Wschodu nie będzie na nim dostatecznej ilości gazu. Stress testy doprowadziły Komisję do wniosku, że Unii Europejskiej potrzebne jest prewencyjne planowanie na ponadnarodowym poziomie. Na szczeblu indywidualnych państw, czy nawet regionów, bywa ono nieefektywne. Spójrzmy chociażby na Grupę Wyszehradzką, której członkowie uzależnieni są od dostaw z praktycznie jednego kierunku. W ramach unii energetycznej będziemy dążyli do stworzenia ponadregionalnych planów tak, by ex ante być przygotowanym na możliwość szybkiego i efektywnego zaproponowania działań rynkowych, a w razie bardzo ostrego kryzysu także pozarynkowych, które dobrze wypełnią zaistniałe braki. Dlaczego Komisja kładzie na to tak duży nacisk? Jej logika jest prosta: w ubiegłym roku kryzys nastąpił na wiosnę, a więc już po okresie grzewczym. Następnym razem może on zdarzyć się zimą, kiedy zapotrzebowanie będzie znacznie większe. Miejmy na ten wypadek pewien plan awaryjny – wzorzec działania w takich warunkach.
W ramach unii energetycznej stworzone zostaną ponadregionalne plany przygotowujące nas ex ante na możliwość szybkiego zaproponowania odpowiednich działań rynkowych, a w razie bardzo ostrego kryzysu także pozarynkowych, które dobrze wypełnią zaistniałe braki w dostawach gazu. Planowanie na poziomie indywidualnych państw, czy nawet regionów, bywa bowiem nieefektywne.
Sytuacja jest jednak dynamiczna – infrastruktura gazowa w Europie cały czas się rozbudowuje, a poszczególne państwa starają się dywersyfikować kierunki dostaw surowca. Czy można zatem się spodziewać, że takie stress testy będą przeprowadzane regularnie?
Wydaje mi się, że istnieje potrzeba cyklicznego badania odporności europejskiego systemu gazowego i aktualizowania na tej podstawie unijnych planów reagowania prewencyjnego oraz kryzysowego. Mogłoby to następować na przykład co dwa lata. Oprócz ram czasowych warto mieć też na uwadze kierunki dostaw. Dziś stress testy robimy w odniesieniu do gazu płynącego ze Wschodu, ale w przyszłości może się okazać, że ryzykowny stanie się inny dostawca. Trzeba być zatem przygotowanym na analizowanie odporności systemu gazowego również w kontekście pozostałych kierunków.
Dlaczego tak duży nacisk w projekcie unii energetycznej kładzie się na przejrzystość zawieranych kontraktów gazowych
Jest to temat nie mniej istotny od mechanizmów reagowania kryzysowego. Przejrzystość kontraktów gazowych i – szerzej – umów międzyrządowych ciągle jest kwestią, która pozostawia wiele do życzenia. W sposób istotny ogranicza ona tworzenie się w pełni płynnego rynku wewnętrznego oraz zapewnianie bezpieczeństwa dostaw. Dzieje się tak m.in. poprzez występowanie różnorakich – czy to prawnie zakazanych, czy w sposób mocno wpływających na pewną segmentację rynku oraz ograniczających konkurencję – klauzul. Choć generalnie problem ten bywa często niedoceniany, to w ostatnich latach byliśmy świadkami pozytywnych symptomów, zbliżających nas do jego rozwiązania – Unia wprowadziła regulacje zobowiązujące państwa do notyfikowania umów międzyrządowych do KE, dzięki czemu rozpoznawanie oraz usuwanie niedozwolonych klauzul stało się łatwiejsze. Niemniej w zakresie tym wciąż występują istotne braki, czego dowodem było np. zamieszanie związane z umowami międzypaństwowymi dotyczącymi gazociągu South Stream. Zgodnie z sygnałami płynącymi z Komisji, większość z nich była niezgodna z europejskim prawem. Na tej podstawie można domniemywać, że tego typu sprzeczności występowały również w przypadku innych porozumień. Pojawia się więc pytanie, jak przeciwstawić się temu problemowi. KE wskazuje, że potrzebna jest silniejsza ocena ex ante umów oraz ich zgodności z prawem, a także z unijnymi priorytetami w zakresie polityki energetycznej. Pozwoli to zminimalizować szansę zaistnienia sytuacji, w której na poziomie państwa członkowskiego prowadzone są działania będące w kontrze do kierunków rozwojowych UE, jak np. w przypadku wspomnianego już casusu South Stream.
Niska przejrzystość kontraktów gazowych w istotny sposób utrudnia tworzenie się w pełni płynnego rynku wewnętrznego oraz zapewnianie bezpieczeństwa dostaw. Dzieje się tak m.in. poprzez występowanie różnorakich – sprzecznych z unijnym prawem bądź ograniczających konkurencję na rynku – klauzul, jak np. o zakazie reeksportu czy nieproporcjonalnie wysokiego take or pay.
Komisja zwraca również uwagę na konieczność wprowadzenia pewnych standardów umów. Jest to kluczowa sprawa dla zwiększenia ich przejrzystości. W chwili obecnej ich formy bardzo istotnie się od siebie różnią. Dobrym rozwiązaniem mogłoby tu być opracowanie listy niedozwolonych klauzul. Obecnie jedną z nich jest np. klauzula zakazująca reeksportu. Notyfikacja umów międzyrządowych oraz usuwanie z nich takich klauzul wcale nie oznacza, że nie występują one w niektórych kontraktach komercyjnych. Jest to bardzo niekorzystne dla rynku i bezpieczeństwa dostaw. Pomimo tego niektóre państwa wciąż są przeciwne wzmocnieniu przejrzystości komercyjnych kontraktów gazowych. Zagwarantowanie takiej transparentności, oczywiście przy zachowaniu najwyższej dbałości o tajemnice handlowe, będzie kluczowe dla dalszego rozwoju rynku energii. Innym potencjalnie szkodliwym, z unijnego punktu widzenia, zapisem jest take or pay. Choć taka klauzula nie jest prawnie zabroniona, to pozwala na różne traktowanie partnerów handlowych w zależności od np. wzajemnych relacji politycznych. Dostawca – nie kierując się tylko i wyłącznie rynkowymi przesłankami – staje się w tej sytuacji realnym zarządcą elastyczności kontraktu. Jest to mechanizm dość istotnie zaburzający funkcjonowanie tworzącego się dopiero wspólnego rynku. Podobnych klauzul segmentujących rynek jest wiele. Nie zawsze są one łatwe do zidentyfikowania i nie zawsze są ewidentnie niezgodne z prawem. Działania na rzecz zwiększenia przejrzystości rynku mają przyczynić się do wzmocnienia konkurencji rynkowej i ograniczenia możliwości nadużywania przez niektóre podmioty pozycji dominującej.
Być może pewnym rozwiązaniem mogłoby być uczestnictwo Komisji Europejskiej przy negocjowaniu umów?
Owszem, KE widzi pole do bycia obserwatorem bądź doradcą państw członkowskich przy takich negocjacjach. Pojawiają się jednak głosy, że jej obecność w wielu wypadkach nie byłaby potrzebna. I faktycznie, gdy w rozmowach uczestniczą równoprawni aktorzy gry, gdzie zarówno pozycja dostawcy, jak i odbiorcy jest bardzo mocna i wszystko odbywa się na zasadach rynkowych, uczestnictwo Komisji wydaje się zbędne. Jest jednak bardzo wiele sytuacji, gdy pozycje negocjacyjne dwóch stron są skrajnie różne. Tak to wygląda chociażby gdy porównamy państwa Europy Środkowo-Wschodniej i Rosję. W takim wypadku podczas negocjacji dominujący dostawca może próbować na różne sposoby wymusić pewne ustępstwa, czy też warunki kontraktowe, które w innych warunkach nie mogłyby mieć miejsca. W sytuacji, gdy prawdopodobieństwo zaistnienia niezgodnych z prawem nacisków będzie wysokie, KE powinna – na zasadzie obligatoryjnej – uczestniczyć w takich rozmowach jako obserwator. Już teraz unijne prawo daje Komisji możliwość zasiadania przy stole negocjacyjnym na prośbę państwa członkowskiego. W takich warunkach dostawca może jednak tworzyć na swoim kontrahencie mocny nacisk na niezapraszanie KE w zamian za lepsze warunki kontraktowe. Czasem bywa to nawet korzystne dla wskazanych spółek, ale niekoniecznie jest dobre dla konkurencyjności gospodarki, rozwoju rynku energii czy polepszania sytuacji odbiorców. Obligatoryjne uczestnictwo KE ukróciłoby takie praktyki.
Obligatoryjne uczestnictwo Komisji Europejskiej w negocjacjach umów gazowych istotnie utrudni dominującemu dostawcy nadmierne wykorzystywanie słabszej pozycji negocjacyjnej odbiorców. Korzystnie wpłynie to na rozwój europejskiego rynku gazu.
Wydaje się, że większa przejrzystość umów mogłaby też zwiększyć siłę przetargową państw uczestniczących w unii energetycznej wobec zewnętrznych dostawców gazu.
Komisja widzi przestrzeń do tego, by powołać podmiot lub wzmocnić istniejące agencje zajmujące się agregacją kluczowych danych z rynku. Chodzi tu o główne elementy zawieranych kontraktów. Informacje te mogłyby być udostępniane uczestnikom europejskiego rynku gazu w na tyle zagregowanej formie, by nie można było mówić o ujawnianiu tajemnic handlowych. Otrzymywaliby oni uśrednione dane nie tylko na temat wysokości cen, lecz również elastyczności kontraktów, wielkości wolumenów czy też terminów dostaw. Czemu ma to służyć? KE w taki sposób mogłaby stworzyć porównywalne dane referencyjne, które stanowiłyby punkty odniesienia dla spółek. Obecnie wiele firm, m.in. w regionie środkowoeuropejskim, nie posiada wiarygodnych informacji na temat tego, czy negocjowane przez nie warunki kontraktowe są porównywalne, korzystniejsze czy mniej korzystne od tych, które negocjują inni partnerzy w podobnym obszarze rynkowym. W przeciwieństwie do dominującego dostawcy nie mamy rzetelnej wiedzy odnośnie podstawowych danych, co naraża nas na nieefektywne działania i zawęża nasze opcje postępowania. Jest to istotna dysproporcja na linii dostawca-odbiorca. W Niemczech istnieje agencja publikująca zagregowane dane odnośnie cen, wolumenów i innych podstawowych wskaźników zawartych w umowach gazowych. KE dopuszcza możliwość prac nad podobnym rozwiązaniem na poziomie unijnym. Jest tu bardzo wiele do ugrania, a Polska byłaby jednym z głównych beneficjentów tej koncepcji.
Udostępnianie zagregowanych danych dotyczących zawieranych kontraktów ma zwiększyć świadomość uczestników rynku gazu i zwiększyć ich siłę przetargową. Obecnie – w przeciwieństwie do dominującego dostawcy – nie wiedzą oni, czy ich warunki kontraktowe są porównywalne, korzystniejsze czy mniej korzystne od tych, które negocjują inni partnerzy w podobnym obszarze rynkowym.
Sztandarowym, choć dość kontrowersyjnym, elementem planu premiera Tuska był pomysł wspólnych zakupów gazu. Czy możemy spodziewać się wprowadzenia takiej możliwości?
Obecny projekt unii energetycznej zakłada takie rozwiązanie. Opcja ta ma być oczywiście dobrowolna. Grupy państw będą mogły z niej skorzystać za zgodą Komisji nie tylko w sytuacjach kryzysowych, ale również wówczas, gdy rynek jest zdominowany przez jednego dostawcę. Warto przy tym pamiętać, że wspólne opcje zakupowe nie są celem samym w sobie, lecz środkiem do wzmocnienia pozycji negocjacyjnej państw, a w zasadzie dokonujących transakcji firm. To one bowiem – a nie państwa – powinny przecież w wolnorynkowych warunkach być odpowiedzialne za negocjowanie warunków dostaw gazu. Nie powinno być tu miejsca dla polityki. Taka formuła niestety w Europie jeszcze w pełni nie funkcjonuje.
Projekt unii energetycznej zakłada możliwość dobrowolnych wspólnych zakupów gazu. Grupy państw będą mogły z niej skorzystać za zgodą KE nie tylko w sytuacjach kryzysowych, ale również wówczas, gdy rynek jest zdominowany przez jednego dostawcę.
Projekt unii energetycznej z jednej strony zakłada wykorzystanie rodzimych źródeł energii, a z drugiej kładzie mocny nacisk na rozwój zielonej energetyki. Nie ma tu sprzeczności?
Komunikat KE wskazuje, że należy wykorzystać potencjał energetyczny, który płynie z wewnętrznych źródeł Unii. Chodzi tu zarówno o OZE, jak i o źródła węglowodorowe wydobywane konwencjonalnie oraz – jeśli dane państwo członkowskie podjęło decyzję o ich eksploatacji – niekonwencjonalnie (gaz łupkowy, gaz zamknięty, ropa łupkowa itp.). Pole do działania jest tutaj bardzo szerokie, gdyż Komisja w żaden sposób nie ogranicza neutralności technologicznej wytwarzania energii, pod warunkiem, że będzie to się przyczyniało do zmniejszenia emisji CO2. Nie jest powiedziane, że jedynym na to sposobem jest zielona energetyka. To bardzo ważny sygnał. Wyłania się dzięki temu przestrzeń dla prac związanych np. ze zwiększaniem efektywności elektrowni węglowych, rozwijaniem technologii czystego węgla czy z niekonwencjonalnym wydobyciem gazu i ropy. Rozwiązania te nie stoją w sprzeczności z unijną polityką klimatyczną, każde państwo może w tym zakresie wybrać własną drogę. Celem jest redukcja emisji, a nie usuwanie wybranego źródła z miksu energetycznego.
Unia energetyczna w żaden sposób nie ogranicza neutralności technologicznej wytwarzania energii, pod warunkiem, że będzie to się przyczyniało do zmniejszenia emisji CO2. Stwarza to przestrzeń dla prac związanych np. z rozwijaniem technologii czystego węgla czy z niekonwencjonalnym wydobyciem gazu i ropy.
Unia energetyczna nie ma obejmować jedynie państw Unii Europejskiej, ale szerzej – obszar Wspólnoty Energetycznej. Dlaczego?
Koncept ten narodził się już podczas polskiej prezydencji w Radzie UE w 2011 roku. Naszym priorytetem był zewnętrzny wymiar polityki energetycznej. Wspólnota Energetyczna jest jedynym posiadanym przez nas dziś narzędziem, które umożliwia eksport prawa unijnego do państw, które nie należą do UE, lecz zgodziły się na ścisłą współpracę w obszarze energii. W ten sposób mamy możliwość geograficznego zwiększenia obszaru obowiązywania rynkowych zasad funkcjonowania np. sektora gazowego. Wzmacniamy przejrzystość i przewidywalność działających tam rynków. Poszerzamy też zakres naszych mechanizmów bezpieczeństwa – np. do ostatnich stress testów systemu gazowego zaproszone zostały państwa spoza Unii, należące do Wspólnoty Energetycznej. Zabezpieczając nasze najbliższe otoczenie, zwiększamy jednocześnie swoje bezpieczeństwo. Kontynuacja tej współpracy leży zatem w obopólnym interesie.
Komu najbardziej zależy na realizacji unii energetycznej?
Wśród zaproponowanych przez KE założeń projektu, każde państwo oraz większość firm może odnaleźć pewne odpowiadające im pola, w których są w stanie wzmocnić swoją pozycję czy wykorzystać jakąś przewagę konkurencyjną. Dla przykładu, rozwój infrastruktury przesyłowej gazu nie jest priorytetem dotyczącym jedynie państw Europy Środkowo-Wschodniej, ale też Hiszpanii i Portugalii, którym bardzo mocno doskwiera brak połączeń z resztą kontynentu. Nie mogą one przez to dostatecznie wykorzystać potencjału związanego ze swoją infrastrukturą LNG. Z kolei na rozwoju elektroenergetycznych połączeń transgranicznych zyskają państwa, które mają nadwyżki produkowanej energii. Inni członkowie Unii są zainteresowani pracami badawczo-rozwojowymi dotyczącymi nowoczesnych technologii energetycznych. Posiadają oni w tym zakresie bardzo duże doświadczenie, którym chętnie podzielą się na zagranicznych rynkach, budując tym samym swoją międzynarodową pozycję. Kolejna grupa państw będzie chciała wykorzystać swoje potencjały w zakresie rodzimych źródeł energii. Jak widać, projekt unii energetycznej jest bardzo pojemny, co znajduje odzwierciedlenie w rozpiętości palety interesów. Mapa interesów unii energetycznej jest bardzo zróżnicowana. Każde państwo oraz większość firm może odnaleźć pewne odpowiadające im pola, w których są w stanie wzmocnić swoją pozycję czy wykorzystać jakąś przewagę konkurencyjną.
Mówiąc o unii energetycznej ma się zazwyczaj na myśli kwestie związane z bezpieczeństwem dostaw gazu. W jakim stopniu projekt ten dotyczy elektroenergetyki?
Po pierwsze, o czym mówiłem już wcześniej, stwarza on potencjał związany z zachowaniem neutralności technologicznej przy wytwarzaniu energii. Po drugie, kładzie on również spory nacisk na rozbudowę infrastruktury przesyłowej. Moim zdaniem kwestie te mają fundamentalne znaczenie, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa UE w wymiarze elektroenergetycznym.
W polskim sektorze gazu następują obecnie wielkie inwestycje infrastrukturalne, które już w najbliższej przyszłości mają zapewnić naszemu krajowi całkowite bezpieczeństwo dostaw tego surowca. Czy w takich okolicznościach unia energetyczna wciąż jest tak mocno w naszym interesie?
Prace mające miejsce w polskim sektorze gazu są imponujące i już niebawem uzyskamy techniczną możliwość zupełnie swobodnego zdywersyfikowania portfolio zewnętrznych dostawców. To dla nas bardzo dobra wiadomość. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w skali regionu stajemy się do jakiegoś stopnia dawcą bezpieczeństwa energetycznego, aniżeli wyłącznie jego biorcą. W tym momencie nie tylko oczekujemy wsparcia, ale wsparcie to jesteśmy w stanie w sposób efektywny dać też innym. Jest to bardzo ważna kwestia, gdyż pokazujemy tym samym, że nie jesteśmy już – tak jak jeszcze w 2009 roku nazywano państwa Europy Środkowo-Wschodniej – free riderami, starającymi wzmocnić swoje własne bezpieczeństwo trochę kosztem państw zachodnich. Naszymi działaniami udowadniamy wszystkim, że przez ostatnie 5-6 lat zrobiliśmy ogromny postęp, z którego skorzysta zarówno Polska, jak i nasi sąsiedzi. Od strony infrastrukturalnej tworzymy wielki potencjał, który warto byłoby teraz w sposób optymalny wykorzystać. A nie będzie to możliwe bez wielu elementów, które proponuje unia energetyczna, jak np.: ponadregionalnych planów reagowania kryzysowego, zwiększenia przejrzystości umów czy współpracy z państwami Wspólnoty Energetycznej. Realizacja wszystkich tych działań może wytworzyć swego rodzaju synergię, która pozwoli nam na maksymalne spożytkowanie potencjału realizowanych obecnie inwestycji.Dzięki ogromnym inwestycjom w sektorze gazu, Polska staje się regionalnym dawcą bezpieczeństwa energetycznego, a nie wyłącznie jego biorcą.
Jakich zmian w projekcie unii energetycznej można się jeszcze spodziewać?
Unia energetyczna to projekt długookresowy, a my jesteśmy dopiero na początku długiej drogi. Na dzisiaj mamy do czynienia jedynie z komunikatem Komisji – jest to dokument wyjściowy, wskazujący możliwe, preferowane przez KE kierunki, a także niektóre zidentyfikowane braki. Znamy zatem tylko pewne ramy projektu. Prace nad nim będą się toczyły przez całą obecną kadencję KE i możemy się spodziewać jeszcze wielu zmian. Póki co miejmy jednak satysfakcję, że w obecnej formie odpowiada on w znacznej mierze interesom naszego kraju.
Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski, Redaktor Centrum Strategii Energetycznych w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową
« powrót